niedziela, 11 sierpnia 2013

5. 'On the horizon...'


Jeszcze zanim wstał świt, armia wojowniczek zebrała się do dalszej drogi. Pod osłoną nocy, Elizabeth dalej prowadziła swoje siostry w mroku pustyni.
- Luna!
Warknęła w końcu Kira, idąca tuż obok wywoływanej.
- Co? Słucham?
Zapytała zdezorientowana generał.
- Co się z tobą dzieje? Chodzisz rozkojarzona, a niedługo trafimy na obóz Wild Ones!
Powiedziała podburzona negatywnie Kira. Luna przeczesała nerwowo dłonią włosy i trzeźwo spojrzała przed siebie.
- Przepraszam. To się nie powtórzy.
Wyrecytowała, niczym odzew na rozkaz, wojowniczka.
- Powiesz mi co się dzieje?
Dodała już nieco spokojniej Kira, nie spuszczając wzroku z towarzyszki. Młoda generał zawahała się nieco, ale postanowiła udzielić odpowiedzi.
- To nic… Po prostu miałam wczoraj dziwny sen i… Zresztą, nieistotne. Wybacz.
Plątała się nieco dziewczyna. Myślała czy powiedzieć przywódczyni prawdę, czy zachować to całkiem dla siebie.
- No nic. Miej się na baczności, młoda.
Rzuciła Kira, widząc, że dziewczyna nie bardzo chce jej powiedzieć o co chodzi. W tym momencie na horyzoncie można było zobaczyć wschodzące słońce. Wielką złotą kulę, wyłaniającą się znad linii nieba i ziemi. Na tle tego obrazka rysowały się czarne kształty namiotów i dziwnych konstrukcji. To był ich cel. Oddział Armii Wybranych dotarł do obozu Wild Ones.
- To tam.
Uściśliła Elizabeth, ruchem głowy wskazując horyzont. Luna i Kira tylko skinęły głowami w geście zrozumienia.
- Cały oddział w gotowości!
Wydała głośno rozkaz Luna, unosząc w górę prawą dłoń. Tuż za generał dało się w odpowiedzi słyszeć szczęk broni i usytuowanie w gotowości do walki. Już Kira chciała dać znak do ataku, kiedy…
- Czekaj!
Krzyknęła Elizabeth. Kiedy obie przywódczynie zwróciły się w jej kierunki, dziewczyna miała mocno zaciśnięte powieki, a po jej skroni spłynęła kropla potu.
- Mistyk mówi, że nie mają zamiaru z nami walczyć.
Powiedziała najmłodsza, nie otwierając oczu. Kira i Luna wymieniły niepewnie spojrzenia.
- Mamy spokojnie podejść do ich obozu.
Kontynuowała dziewczyna, po czym otworzyła powieki.
- Na wszelki wypadek miejcie się na baczności i nie opuszczajcie całkowicie broni.
Rzuciła do całego oddziału Kira, po czym machnęła dłonią na znak dalszego marszu.
Oddział Armii Wybranych niepewnie zbliżał się do namiotów na linii horyzontu.
- Stójcie.
Powiedziała spokojnie, ale stanowczo Luna, kiedy kobiety znalazły się zaledwie kilka metrów od pierwszych piaskowych twierdz.
- Co jest?
Zapytała opanowując nerwy Kira.
- Tam ktoś jest.
Mruknęła do towarzyszki generał, wpatrując się uporczywie w punkt pomiędzy dwoma namiotami.
W tym momencie cały oddział mógł zobaczyć powoli wynurzających się, z kłębów pustynnego piachu, pięć ciemnych postaci, za którymi majaczyły niewyraźne tłumy.
- Oto Wild Ones.
Powiedziała z zadziornym uśmiechem Elizabeth, najwyraźniej dumna ze swoich umiejętności. W odległości ledwie metra od Elizabeth, Luny i Kiry stojących na czele, zatrzymała się piątka mężczyzn ubranych w skóry i kowbojki. Przez pierwsze kilka sekund trwała dość napięta wymiana spojrzeń. Jedynie mała Elizabeth uśmiechała się szeroko do całej piątki.
- Ty musisz być Mistyczką, czyż nie?
Zapytał spokojnie, z lekkim uśmiechem, najniższy z mężczyzn, kierując swoje pytanie do fioletowookiej.
- Owszem. Jestem Elizabeth. Czyli ty jesteś Mistykiem.
Odpowiedziała stwierdzeniami rozpromieniona dziewczyna.
- Widzę, że posiadasz wielką moc, skoro w tym wieku tyle potrafisz.
Dodał Mistyk, nie spuszczając błękitnych oczu z dziewczyny.
- Dziękuję. To wielki zaszczyt dla mnie móc współpracować z tobą.
Powiedziała lekko zarumieniona Elizabeth. Dwójka mistyków rozmawiała, jakby nie przejmując się obecnością pozostałych, którzy w podziale na dwa obozy przyglądali im co chwila.
- Wy tu urządzacie sobie spotkanie towarzyskie, a może pozostałe panie by się przedstawiły, zamiast ciskać w nas gromami z oczu?
Przerwał w końcu długowłosy chłopak, o nieco indiańskiej urodzie, który oba ramiona miał pokryte tatuażami.
- Może jednak Wild Ones zaszczycą nas pierwsi?
Odbiła się hardo Kira, patrząc zacięcie mężczyźnie w oczy.
- I bądź tu dżentelmenem…
Westchnął ironicznie pod nosem owy Indianin. Tymczasem Luna uparcie wpatrywała się w mężczyznę po lewej, którego czarne włosy były w kompletnym nieładzie, a jego tors opinała skórzana, dopasowana kurtka. To jego widziała w swoim śnie. O dziwo, mężczyzna nie był jej dłużny i również nie spuszczał z niej wzroku. Od kiedy się dojrzeli, żadne z nich nie oderwało spojrzenia od źrenic drugiego.
- Jake, prawda…?
Wyrwało się Lunie, niepewne i niezbyt głośne pytanie.
- A ty, Luna…?
Odpowiedział pytaniem na pytanie czarnowłosy, po czym oboje pokiwali twierdząco głowami.
- A ci co, zaginione rodzeństwo?
Dało się słyszeć ciche pytanie chudego mężczyzny w skórzanej kamizelce i bandanie na głowie, skierowane do stojącego w środku najmłodszego z całej piątki, o niebieskich oczach. Atmosfera w około co chwila zmieniała się z napiętej w spokojną i na powrót.
- Jake?! To jest Żałobnik! Kto dał ci prawo do nazywania go po imieniu, głupia dziewucho?!
Nagle dało się słyszeć wzburzony krzyk gdzieś z tłumu, tuż za plecami Wild Ones.
- Spokój.
Powiedział dobitnie spokojnym głosem najmłodszy, chudy chłopak stojący na czele.
- Nienawiść was zniszczy. Pamiętajcie o tym, Legioniści.
Zakończył swoją myśl niebieskooki.
- Mądre słowa, młody.
Porwała się z lekkim podziwem, Kira.
- Jestem Prorokiem.
Wyciągnął dłoń, w kierunku Kiry, „młody”. Dziewczyna mocno ją uścisnęła. Wyglądało to bardziej jak demonstracja jej wyższości niż przyjacielskie powitanie.
- To są Mistyk, Żałobnik, Niszczyciel i Deviant.
Przedstawił kolejno swoich towarzyszy.
- Ja jestem Kira. To są Luna i Elizabeth.
Zrewanżowała się przywódczyni.
- A to, niewielki oddział Armii Wybranych.
Dodała wskazując na grupę wojowniczek, za nią.
- I vice versa, prezentuję namiastkę Legionu.
Odpowiedział z uśmiechem Prorok.
- Podobno nas szukałyście.
Ozwał się chudzielec  z bandaną – Niszczyciel.
- Tak, potrzebujemy waszej pomocy. Jesteście wielkimi legendami, więc wybaczcie za nerwowe najście. Musiałyśmy mieć pewność, że wy to wy.
Powiedziała już spokojniejszym tonem Kira.
- Porozmawiajmy o tym w obozowisku. Nie jest bezpiecznie mówić o takich sprawach na pustyni…
Jednym zdaniem Żałobnik uciszył przywódczynię, po czym cały oddział został zaproszony na spoczynek w kwaterach Wild Ones. Legioniści mieli ugościć Armię Wybranych, natomiast Kira, Luna i Elizabeth zostały przyjęte przez pięciu przywódców.

6 komentarzy:

  1. To jest zajebiste *_*
    Pisz szybko next'a <33.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, nareszcie dzieje się coś ciekawszego :)
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku masz zajebisty talent ;3
    Pisz kolejną notkę bo zaczyna się robić ciekawie ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham to opowiadanie za taką .. rzeczywistość?! No chyba. Jak czytam nowe rozdział, od razu czuje jakbym tam była czy coś xd ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam twe opowiadanie *-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Wooooo fajneeee naprawde zajebiste zajebiste zajebiste zajebiste ! *w*

    OdpowiedzUsuń