sobota, 31 stycznia 2015

9. ' Hoping soon to find a song worth singing '



Ten zachrypnięty męski głos należał do głównodowodzącego Wild Ones – Proroka. Chłopak uśmiechnął się lekko do Mistyczki i bez słowa usiadł obok.
- Też lubię oglądać wschód słońca.
Lekko rozmarzonym głosem uzewnętrznił się niebieskooki. Elizabeth nic nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się swoim bladym uśmiechem  i dalej wpatrywała się w horyzont.
- Czemu tak milczysz…?
Po długo panującej ciszy, zapytał Prorok. Fioletowooka wzruszyła ramionami.
- Z natury nie mówię dużo.
Odpowiedziała swoim melancholijnym głosem.
- Słowa są drogie, trzeba je dobrze wycenić, zanim ktoś inny będzie mógł je poznać.
Chłopak, tylko pokiwał głową na znak zrozumienia, po czym dalej bez dalszych rozmów wpatrywali się we wznoszące się na niebo słońce.
Błogą ciszę przerwał jednak szelest płachty wejściowej namiotu. Deviant ewidentnie skradał się tak, żeby pozostać niezauważonym. Chichuteńko wymykał się z namiotu.
- Ekhem.
Głośno odchrząknął Prorok patrząc w jego stronę.
- Eeee… No… Jak się spało?
Zapytał skołowany brązowooki, po czym udał, że w jego zachowaniu nie było kompletnie nic nadzwyczajnego.
- Czy ty się gdzieś wybierałeś…?
Zasugerował bardzo niedelikatnie głównodowodzący.
- A taki tam poranny spacer… Jogging, joga…
Zaczął się bardzo kiepsko wyłgiwać Deviant. Na jego słowa Elizabeth, siedząca obok Andy’ego, nie mogła powstrzymać melodyjnego śmiechu.
- Nadmienię, że w życiu nie widziałem, żebyś uprawiał jedno lub drugie. Jedyne co uprawiałeś to...
Dorzucił się Prorok, otrzepujący swoje spodnie z piachu.
- Och, dobra no. Daruj sobie.
Przerwał mu ewidentnie ośmieszony Ashley. Andy podał dłoń Mistyczce, by ułatwić jej stanięcie w pionie.
- Dajże mu iść. Ktoś na niego czeka.
Powiedziała niezbyt głośno fiołkowooka. Obaj mężczyźni spojrzeli na nią ze zdziwieniem w oczach.
- Dużo o niej myślisz.
Powiedziała rozmarzona dziewczyna, patrząc na Devianta, który w odpowiedzi zaczerwienił się nieznacznie.
- Odprawa jest za dwie godziny. Nie zapomnij.
Przypomniał sucho Prorok i gestem ręki odprawił mężczyznę o indiańskich rysach twarzy. Ashley skinął głową i odszedł pospiesznym krokiem w stronę namiotów Rebels Army.
- Potrafisz czytać w myślach.
Zauważył Prorok patrząc na Elizabeth, na co ona jedynie wzruszyła ramionami.
- Zdaje się, że jakieś słowa chodzą ci po głowie. Może czas je napisać…
Zasugerowała w odpowiedzi Mistyczka i ruszyła przed siebie, zostawiając Proroka z tysiącem myśli. Był niezmiernie zafascynowany jej darem. Jinxx jaki Mistyk także to potrafił, jednak ta dziewczyna zdaje się wyłapuje więcej. Jakby lustrowała jego duszę. Nawet Jeremy, nigdy nie dowiedział się jakie nowe teksty piosenek chodzą mu po głowie. Bo tak naprawdę nikt nie wiedział, że ma swój notes w którym zapisuje ważne słowa i teksty, do których znajduje potem melodie.
„Intrygująca dziewczyna.”
Pomyślał Andy i ruszył na powrót do namiotu.
Lider ledwo zdążył uchylić rąbka materiału, będącego wejściem do ich „domu”, a wpadł na niego Jake, wrzeszcząc w niebogłosy.
- Stary, zamknij ryj!
Ryknął na Żałobnika Prorok, zatykając mu dłonią usta, skoro i tak już wpadł na niego, niemal go przewracając.
- No słucham… Znów jakaś wizja z piękną dziewczyną, która potem się u nas pojawi?
Zgryźliwie zapytał niebieskooki, powoli ściągając dłoń w skórzanej rękawiczce z ust mężczyzny.
- Ogień! Ledwo się obudziłem, a wokół mnie płomienie!
Zdenerwowany Jake próbował bardzo chaotycznie wytłumaczyć swoje zachowanie. Prorok przewrócił oczami i wszedł do środka. Żałobnik, swoimi wrzaskami, zdążył już wszystkich zbudzić, więc CC, Jinxx oraz goszczące u nich wojowniczki przecierali zaspane oczy. Jedna Kira stała już całkowicie rozbudzona i czekająca na wyjaśnienia nagłej pobudki.
- Ja mu obiję kiedyś tą mordę…
Wymamrotał sennie Niszczyciel, drapiąc się po rozczochranej czuprynie.
Oczy Biersacka skierowały się w stronę dwóch niebieskich płomyków tańczących pośrodku namiotu.
- Elizabeth musiała je wyczarować.
Rzucił beztrosko, równie co Christian, zaspany Jinxx.
- A ty skąd taki pewny…?
Wciąż wzburzony Żałobnik dociekał kompletnych wyjaśnień.
- Chyba też jestem Mistykiem…
Wywrócił oczami Jinxx.
- Tyle tylko, że jej płomienie są niebieskie. Ale to chyba nie jest dziwne, wszystko co by stworzyła  byłoby piękne…
Mistyk rozmarzył się, z czego wyrwało go chrząknięcie Żałobnika.
- Oj, powiedziało mi się znów na głos.
Wymamrotał Jinxx pod nosem.
- A gdzie jest ten wasz Deviant, co…?
Zapytała Luna, unosząc pytająco brew.

niedziela, 22 września 2013

8. ' Starting to know the world we fought '


Elizabeth otworzyła swoje fiołkowe oczy. Uniosła się lekko na łokciach i omiotła wzrokiem namiot. Ledwo świtało. Dostrzegła Kirę śpiącą w raczej mało wygodnej pozycji, czyli z nogami opartymi o stół, ułożona na krześle. Luna spała na pryczy obok. Domyśliła się, że było to posłanie Jake’a albo Jinxx’a, bo tylko oni posnęli ułożeni na ziemi. Andy, Ashley i CC spali wygodnie na swoich łóżkach. Lizzy subtelnie przeciągnęła się i usiadła na skraju pryczy. Przyglądała się chwilę Mistykowi i Żałobnikowi.
„Hmm… Nie zmieszczą się oboje na jednym posłaniu, nawet jeśli zwolnię to.”
Pomyślała i zaczęła zastanawiać się, którego z mężczyzn obudzić. W końcu zdecydowała, że to Jinxx’owi zaproponuje przeniesienie się na łóżko. Podeszła na paluszkach do Mistyka i uklęknęła przy nim.
- Hej… Jeremy…
Zaczęła cichutko i pieszczotliwie wybudzać mężczyznę. W odpowiedzi usłyszała jedynie nieskładne „śpię”. Wywróciła swoimi fioletowymi oczami.
- Chodź, położysz się na łóżku. Przecież będziesz rano cały obolały.
Westchnęła i próbowała przemówić mu do rozsądku. W końcu Mistyk łaskawie uniósł powieki i skierował na nią swoje niebieskie tęczówki.
- Lizzy… Śpij, mała. Nam jedna noc na gruncie nie zaszkodzi.
Wymamrotał, przecierając swoje oczy. Wyglądał przeuroczo. Niczym mały chłopiec, wybudzony za wcześnie przez mamę. Potargane włosy, zaspane oczy… Dziewczyna uśmiechnęła się myśląc o tym.
- Przestań. Ja już wstaję, a zdaje się, że to twoje posłanie zajęłam.
Upierała się Mistyczka. Mężczyzna w końcu uśmiechnął się pod nosem i zdecydował przemieścić  na swoją pryczę.
- Dzięki, mała. Kochana jesteś.
Mruknął jeszcze Jinxx, po czym chwilę później już słodko chrapał w poduszkę. Elizabeth zachichotała jeszcze pod nosem, po czym sięgnęła po dwa koce i przykryła jeszcze Jeremy’ego i Jake’a, żeby nie pomarzli. Tego drugiego nakryła dwoma kocami i dała mu jeszcze jedną poduszkę. Biedak dalej spał na ziemi.
„Hmmm… Co by z tym zdziałać…?”
Zaczęła zastanawiać się Elizabeth, nie odrywając wzroku od Żałobnika.
- Może tym razem się uda.
Mruknęła sama do siebie. Dłonie ułożyła w malutki koszyczek, po czym zaczęła szeptać zaklęcia w niezrozumiałym języku. W efekcie, na jej złożonych dłoniach pojawił się średniej wielkości ognik, tańczący na jej placach, ale w ogóle nie raniący jej skóry. Elizabeth uśmiechnęła się do siebie ze szczęścia. W końcu jej się udało. Złożyła delikatnie palący się ogień obok Jake’a, po czym wyczarowała też drugi i umieściła z drugiej jego strony.
„Teraz chociaż nie zmarznie.”
Podsumowała w myślach Mistyczka. Kiedy znalazła się na zewnątrz niebo już powoli zaczynało się rozjaśniać, jednak do wschodu było jeszcze trochę czasu. Młoda Mistyczka, poświęciła ten czas na trening umysłu i woli. Starała się zapanować nad żywiołami, wyczarować coś z niczego…
„Będą tego potrzebować, kiedy przyjdzie nam zmierzyć się ze STRACH’em.”
Kiedy miała już dość, usiadła na kamieniu i podziwiała krwistoczerwone słońce wyłaniające się zza horyzontu.
- Nasz ranny słowik.
Rozkojarzona Elizabeth usłyszała męski głos tuż przy swoim uchu…

niedziela, 1 września 2013

7. ' The world's a gun and I've been aiming all my life '


Nie linczujcie, ale mam na to tyle pomysłów, że się sama czasem łapię na braku logiki, ciągu zdarzeń i tak dalej... Dlatego tyle mi schodzi na pisaniu na tym blogu. Przepraszam was kochani ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co jest, stary?
Andy usłyszał głos Żałobnika za swoimi plecami.  Chwilę potem poczuł jego dłoń na ramieniu.
- Emm… Przepraszam, zamyśliłem się. Dziewczyny już mają miejsce?
Ocknął się Prorok i szybko chciał zwrócić myśli swoje i przyjaciela w innym kierunku.
- Tak, zajęliśmy się tym.
Odpowiedział, po czym zapadła dłuższa cisza.
- Powiesz co tak bardzo zaprząta ci myśli…?
Zapytał w końcu Jake.
- Wiesz, czytanie w myślach, to akurat nie ja.
Zaśmiał się, żeby nieco rozluźnić sytuację i rozweselić młodszego kumpla. Widział, że coś mocno go dręczy.
- Te wojowniczki… Nie wiem zbytnio co myśleć. Świetnie, że jest szansa na powiększenie Legionu, ale… Nie bardzo wiem jak to ująć. Czuję, że coś jest nie tak. Najbardziej denerwujące jest, że czuję niepokój, ale sam nie wiem jeszcze dlaczego. Wiem tylko, że ma to coś wspólnego z Armią Wybranych.
Andy zacisnął dłoń w pięść i uderzył nią w grunt. Był niezmiernie zły, że nie wie dlaczego męczą go takie przeczucia.
- Daj spokój. Na razie niewiele o nich wiemy… Musimy być ostrożni. Póki co, nic więcej nie zdziałamy.
Powiedział Jake, stojąc za przyjacielem, który oglądał swoją dłoń, na której widoczne rozbiły się zadrapania, jakie powstały z powodu uderzenia.
- Chyba masz rację. Wracajmy do nich.
Podsumował Prorok, po czym obaj wrócili do namiotu. Elizabeth zasnęła na pryczy Mistyka, Luna na posłaniu Żałobnika i jedynie Kira ucięła sobie drzemkę siedząc na krześle, a nogi opierając o stół. Andy widząc to uśmiechnął się pod nosem.
- Buntowniczka.
Skomentował śpiącą dziewczynę.
- Coś czuję, że będziemy z nią mieli kłopoty.
Dodał z uśmieszkiem Jinxx.
- Zaborcze dziewczę.
Zachichotał CC, przynosząc dodatkowe koce. Wszyscy panowie wpatrywali się w przywódczynię Armii Wybranych, śpiącą w wielce niekomfortowej pozycji z rękami skrzyżowanymi na piersi. Po dłuższej chwili, każdy z nich miał coś do zrobienia, więc rozeszli się z namiotu. Christian jako jedyny został i kolejno przykrył każdą z dziewcząt. Kiedy chciał nakryć kocem Kirę, ta przebudziła się raptownie i złapała go momentalnie za nadgarstek. Chłopak patrzył na nią zdziwiony, a jej hardy wzrok zaczął być coraz łagodniejszy z każdą sekundą.
- Przepraszam, ja… To odruch.
Wytłumaczyła się dziewczyna, uciekając wzrokiem i przykrywając się materiałem.
- Nic się nie stało. W porządku.
Uśmiechnął się do niej ciepło Niszczyciel.
- Widzę, że jesteś nieco… ekhm… trudna, co?
Zagadnął po chwili dziewczynę czarnowłosy, widząc, że nie spieszy jej się by z powrotem zamknąć  powieki.
- Trudna…
Powtórzyła ironicznie kobieta  i prychnęła.
- Jestem wojowniczką. Ba, dowodzę tym wszystkim. To w końcu jest wojna, a ja muszę być przygotowana.
Powiedziała cierpko i podkuliła nogi, by z powrotem ułożyć się do snu.
- Nic nie musisz. Jesteś człowiekiem, jak każde z nas. Dałabyś w końcu spokój i chociaż spróbowała być miła.
Dorzucił na odchodne CC zadziornym tonem, zostawiając dziewczynę z szokiem wymalowanym na twarzy. Już dawno nikt nie zwracał się do niej tak… bezstresowo, luźno i przyjacielsko. Zrobiło jej się głupio, że cała ta piątka Wild Ones potrafi być tak naturalnie przyjazna, podczas gdy ona zachowuje się jak jakiś despotyczny generał. Ale tak została wychowana i trudno było jej zmienić się z dnia na dzień. Zawsze, gdy była młodsza, myślała o tym jakby to było być tą normalną dziewczynką. Taką, która zamiast w wieku sześciu lat trenować strzelanie z łuku, czy rzuty nożem, powinna była bawić się z przyjaciółkami, zrywać kwiaty na łąkach, czy kąpać się w strumieniu. A jedyne co na nią czekało każdego ranka to kolejny trening fundowany przez ojca. Matki nie pamiętała. Została zamordowana, gdy Kira była mała. W ojcu za to panowała chęć zemsty i do tego właśnie szkolił córkę. Kochał ją, jednak jej dzieciństwo nie było usłane różami. W końcu przywódczyni zamknęła oczy i ponownie oddała się w objęcia Morfeusza, wciąż myśląc o słowach Niszczyciela i wracając wspomnieniami w przeszłość.
----------------------------------------------------------------------------
Dziś wypadła kolej Ashley’a, żeby zrobić wieczorny obchód po obozie. Kiedy chłopak samotnie przechadzał się pomiędzy namiotami, tudzież stalowo-drewnianymi konstrukcjami, myślał o dzisiejszej wizycie wojowniczek. One oczekiwały od nich pomocy, a on naprawdę chciał im pomóc. Ja każdemu tutaj. Jedyne co go denerwowało, to fakt, że żaden z nich wciąż w pełni nie zna swoich mocy. Tak, zostali czymś obdarowani. Każdy z nich posiadał specjalne umiejętności, ponadludzkie.
„Czemu nikt nie wie, czym my właściwie jesteśmy…”
Myślał chłopak, wciąż idąc przed siebie. Nikt nigdy nie powiedział im kim, lub czym dokładnie są. Jedni mówili, że Wild Ones to herosi, inni, że tytani, jeszcze kolejni, że są Upadłymi, a następni, że Wyrzutkami. On ubolewał jednak nad faktem, że każdy z jego towarzyszy już poznał choć odrobinę swoich darów, mocy… A on? Wciąż żył w niewiedzy.
„Czasem zastanawiam się, czy w ogóle mam jakiś dar…”
Podłamał się w myślach Deviant, po czym usłyszał, jakieś podniesione głosy w jednym z namiotów.
- Kto w ogóle pozwolił się zwracać waszej generał po imieniu w stosunku do Żałobnika…
Dało się słyszeć kpiarski głos jakiegoś młodego chłopaka. Ashley przyłożył ucho do piaskowego materiału.
- Właśnie! Może myślicie, że jesteście ważniejsze od nas, od Legionistów?
Zaczęła wtórować mu jakaś dziewczyna.
- Żądacie, żebyśmy odpowiadały za słowa naszych dowódców, podczas gdy my milczałyśmy.
Odpowiedział spokojnie jakiś damski głos.
- To nazbyt pochopne, nie uważacie. Tym bardziej, że Wild Ones najwyraźniej nie mieli nic przeciwko temu.
Dodała, a w jej spokojnym, lekko zachrypniętym głosie, dało czuć się zadziorną nutę. Ashley uśmiechnął się pod nosem, słysząc ten akcencik w jej wypowiedzi.
- Kazali nam was przyjąć. Nie myślcie sobie jednak, że wstępujecie w nasze Legiony.
Warknęła dziewczyna o bardziej piskliwym głosie.
- My? W wasze… LEGIONY?
Zaczęła naśladować złośliwie ją jedna z Wybranych. Deviant szedł o zakład, że przy ostatnim słowie zrobiła ona w powietrzu pseudo-cudzysłów.
- Chyba żartujecie! Armia Wybranych to prawdziwe morze prawdziwych wojowniczek! Wy nie wyglądacie nawet na początkujących żołnierzy.
Wyrzuciła lekko i kpiąco kobieta o zachrypniętym głosie.
- No przegięła kurwa…
Dało się tylko usłyszeć jeszcze wyższy damski głos, potem tylko krzyk protestu chłopaka, a następnie odgłosy walki. Ashley bez zastanowienia wparował do namiotu. Nie chciał o nic nawet pytać, bo już chłopak, który wcześniej się wykłócał, próbował odciągnąć dziewczynę od Wybranej, ale sam raczej sobie nie radził. Deviant złapał mocno wojowniczkę w pasie i odciągnął od szarpiącej się blondynki. Ruda (bo taki kolor włosów miała Wybrana), zamachnęła się i już chciała uderzyć Ash’a w twarz, ten jednak się uchylił, po czym mocno zacisnął ramiona wokół dziewczyny, tak by unieruchomić jej również ręce. 
- Puść mnie, do kurwy nędzy!
Krzyknęła dziewczyna, która dała się ponieść emocjom i nawet nie zwróciła uwagi, że odciągnął ją Deviant.
- Po pierwsze, uspokój się. Po drugie, taki język nie przystoi damie.
Wyszczerzył się Ashley w uśmiechu, mówiąc stanowczym, ale niepodniesionym głosem. Oczywiście w końcu dziewczyna przestała się szarpać.
- To teraz mnie puścisz?
Wymamrotała, na ci chłopak opuścił ją na grunt. Kiedy tylko obróciła się twarzą do niego, od razu spuściła wzrok.
- Proszę mi wybaczyć. Dałam wyprowadzić się z równowagi. Deviancie, czuj się w możliwości, żeby mnie ukarać.
Szybko wytłumaczyła się, ze wzrokiem utkwionym w kowbojkach chłopaka.
- Ukarać cię?
Zapytał zdezorientowany Ashley.
- Ona obraziła Legion i Wild Ones!
Wrzasnęła jeszcze blondynka, trzymana przez młodego chłopaka. Ash spojrzał na nią.
- Jakoś mi się nie wydaje… Stałem na zewnątrz i wszystko słyszałem.
Spojrzał surowo na dwójkę Legionistów. Był to wzrok w stylu ojca, który karci swoje dzieci. Cóż, Wild Ones czuli się odpowiedzialni za swoich Legionistów. Tym bardziej, że w większości byli to młodzi ludzie. Dzieciaki. Chłopak i blondynka spojrzeli po sobie zmieszani i zaskoczeni.
- No… My.. Tego…
Zaczął nieśmiało chłopak chcąc się jakoś wytłumaczyć.
- Nie jestem waszym tatuśkiem, ale sprowokowaliście ją – fakt. Za to ty…
Spojrzał tutaj na rudą.
- … nie musiałaś się rwać do bitki. Wiesz, że walczycie lepiej od nich.
Posłał dziewczynie roztropne spojrzenie.
- A ty, mała, nie rwij się do nawalanki, jak wiesz, że przeciwnik jest silniejszy.
Uśmiechnął się pobłażliwie do blondynki. Ta tylko skinęła głową.
- A ty chodź… Pogadamy. Uspokoisz się, maszyno do zabijania.
Zachichotał Deviant i puścił przed sobą rudowłosą. Kiedy już znaleźli się na zewnątrz, czarnowłosy poprosił kobietę, żeby towarzyszyła mu w reszcie obchodu.
- Nie ukażesz mnie?
Zapytała nieśmiało wojowniczka.
- Co? Przygrzało ci to słońce w drodze?
Zaśmiał się Deviant. Ruda spojrzała na niego zaskoczona.
- Ale… Ale ja faktycznie przesadziłam. Uniosłam się. I do tego mogłam skrzywdzić waszą Legionistkę, a ty jako przywódca możesz mnie za to ukarać.
Mówiła spokojnie, ale wciąż zaskoczona Wybrana.
- Żartujesz sobie? Co miałbym ci zrobić? Podnieść rękę na kobietę?
Spojrzał na nią, jak na wariatkę.
- No… Bo ja wiem… To w takim razie zawsze mogłeś oddać mnie w ręce dowodzącej – Kiry.
Dodała pośpiesznie.
- Żeby miała okazję się wyżyć? Nie ma szans. Nie jestem typem, który za takie coś miałby skrzywdzić kobietę. Nie wiem, czy dałbym radę za cokolwiek…
Ostatnie powiedział już znacznie ciszej. Dziewczyna utkwiła w nim swoje szmaragdowe oczy.
- No jak chcesz, to zawsze możesz się odwdzięczyć wpadając na noc do mnie…
Zagaił Deviant, szybko odwracając uwagę dziewczyny od swoich wcześniejszych słów. Ta tylko spłonęła rumieńcem i nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć.
- Poznam chociaż twoje imię?
Zapytał w końcu czarnowłosy.
- Amy.
Rzuciła dziewczyna.  Chłopak momentalnie podłapał swoje skojarzenie…
- Wiesz może o Upadłych?
Zapytał. Dziewczyna pokręciła przecząco głową, ale widać było, że coś wiedziała.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

6. 'This desert land of broken mirrors'

Kochane miśki, uwielbiam was! ♥
Blog zaliczył swoje pierwsze tysiąc wejść! Bez was by się nie udało! Kocham was ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- To teraz słucham panie, o co chodzi.
Zagadnął Prorok, kiedy trzy kobiety siedziały już na pryczach poszczególnych Wild Ones.
- To co mogliście zobaczyć dzisiaj, to jest zaledwie jeden niewielki oddział naszej Armii Wybranych. Wiemy jednak, że żeby powstrzymać STRACH, to nieco za mało. Ciężko mi to przyznać, ale potrzebujemy waszego wsparcia.
Westchnęła niezbyt zadowolona Kira.
- A co z Dianą?
Zapytała cicho Elizabeth. Kira posłała jej nieciekawe spojrzenie.
- Z kim?
Zapytał Niszczyciel, opierając się o krzesło.
- Moja siostra. Ale na razie to nie istotne.
Odparła oschle przywódczyni.
- Skoro twoja siostra ma coś wspólnego z waszym przybyciem, to chyba wypadałoby nam powiedzieć.
Spokojnie powiedział Żałobnik, który generalnie był ciągle zaabsorbowany Luną.
- Ugh… No dobra. Oprócz faktu, że nasza Armia to za mało, a w końcu jesteśmy wojowniczkami i mamy walczyć w ostatecznym starciu… Ostatnio moja siostra, Diana, wymknęła się w nocy na pojedynczy zwiad. Idiotka, nie raczyła nikogo ze sobą wziąć. Wiecznie pewna siebie… Tak czy inaczej, kiedy była w okolicy twierdzy STRACH’u, została złapana. Jeszcze żyje, ale nie mogę być pewna jak długo. Wiem, że sama jej stamtąd nie wydostanę i… i… liczyłam na waszą pomoc.
Spuściła głowę Kira, z każdym słowem mówiąc coraz ciszej i z większym zażenowaniem.  Była przywódczynią i nie widziało jej się, żeby zdawać się na innych. Okazywanie jakiejkolwiek słabości zawsze ją bolało. Od małego wychowywana na przywódczynię, która ma któregoś dnia przejąć pozycję ojca. Nie wiedziała wtedy, że chwila ta nadejdzie tak wcześnie.
- Hej. Pomożemy wam.  Pomożemy tobie i twojej siostrze. Taka jest nasza rola, po to tu jesteśmy. Dla was, dla ludzi którzy nas potrzebują.
Mówił spokojnym, łagodnym głosem Prorok podając kobietom kieliszki z bordowym płynem.
- Wino?
Zapytała zdziwiona Luna. Na pustyni było trudno zdobyć cokolwiek. Wino już dawno stało się tutaj rarytasem.
- Tak. Powiedzmy, że jeden z nas nie mógł się oprzeć, podczas ostatniego zwiadu.
Zachichotał Niszczyciel, posyłając Deviantowi wymowne spojrzenie.
- Oj, przecież widziałeś te zapasy. Jedno w tą, czy w tamtą… Co za różnica. A swoją drogą, to kto by pomyślał, że ci śmierdziele w pelerynach piją takie wyrafinowane trunki…
Rozmarzył się nieco mężczyzna o indiańskiej urodzie. Luna uśmiechnęła się pod nosem, obserwując go.
- … tyle whiskey, tyle win, tyle…
Rozmarzał się dalej Deviant, po czym nie dane mu było się w to zgłębić, gdyż został wybudzająco uderzony w tył głowy przez Żałobnika.
- Ej!
Rzucił oburzone spojrzenie na przyjaciela.
- Alkoholik…
Mruknął w odpowiedzi Jake, z uśmieszkiem na ustach. Panowie już planowali zacząć się przekomarzać.
- Wracając do tematu…
Odezwał się Prorok, skupiając na sobie ponownie uwagę wszystkich.
- Powiedzcie nam coś więcej o waszej Armii Wybranych.
Powiedział twierdząco niebieskooki. Kira drgnęła. Poczuła tę nutę rozkazu w jego głosie, którą znała tak dobrze. A to ona zwykła wydawać rozkazy.
- 200 wyszkolonych do zabijania kobiet, krwawych wojowniczek, doświadczonych. Dodatkowo 50 młodych aspirantek, bardzo obiecujących. W tym wszystkim 5 dowodzących, z czego dwie możecie dziś oglądać.
Zakomunikowała sprawnie Luna. Zapewne udzielił jej się rozkazujący ton Proroka, na który zareagowała pośpieszną odpowiedzią.
- Hmm… 250 walczących kobiet…
Dało się słyszeć ponownie bujającego w obłokach Devinta. W tym momencie trójka dziewcząt wywróciła jednocześnie oczami. W pełni pojęły dlaczego wołają na niego Deviant.
- Ash, kurwa. Ogarnij się.
Palnął go ponownie w głowę, tym razem Niszczyciel. Mężczyzna tylko spojrzał na towarzysza, po czym urażony usiadł na krześle i skrzyżował ręce na piersi.
- Ash?
Zapytała Elizabeth, której fiołkowe oczy właśnie spoczęły na mężczyźnie nazwanym „Ash”, nie brakowało w nich pytającego wyrazu.
- Jak macie zamiar lać z mojego imienia, to możecie sobie darować, serio…
Wymamrotał wielce obrażony Deviant.
- Nie, po prostu myślałam, że…
Dziewczyna bardzo zaczęła się krępować i nie wiedziała, czy dobiera odpowiednie słowa.
- …, że nasze przydomki są równoznaczne z imionami?
Dokończył milczący wcześniej Mistyk. Fiołkowooka pokiwała nieśmiało głową. Wszyscy panowie lekko się uśmiechnęli.
- Nie, nie. Ja jestem Jinxx.  Znaczy Jeremy, ale jakoś przyjęło się Jinxx.
Wytłumaczył się z uroczym uśmiechem Mistyk.
- Andrew. Ale wolę zdecydowanie Andy.
Puścił dziewczynom oko Prorok.
- Christian. Tylko błagam, wołajcie na mnie CC.
Zaśmiał się Niszczyciel, robiąc błagalne oczy.
- Ash to skrót od Ashley. Lubię swoje imię, a w moich rodzinnych stronach jest to zarówno imię męski jak i żeńskie, tak w gwoli ścisłości.
Posłał paniom szarmancki uśmiech Deviant i od razu uściślił swój anons.
- Ja jestem Jacob. Jednak Jake to lepsza wersja. Ale to już chyba wiecie.
Ostatni odezwał się Żałobnik, przy ostatnim zdaniu przenosząc wzrok na Lunę.
- Właśnie! Może dowiemy się skąd ta dwójka się zna…?
Zapytał Christian podchwytując gest Jake’a.
- Też byśmy się chętnie dowiedziały.
Wtrąciła dość bezczelnie Kira, patrząc na panią generał. Luna spuściła zażenowana wzrok i utkwiła go w swoich kolanach.
- Bo on… Jake… Znaczy się, Żałobnik… Śnił mi się dzisiaj w nocy. Ale to było takie realne… Coś jakby wizja… Czułam jego dotyk i wzrok na sobie i… Wiedziałam, że on też jest tego świadomy…
Dukała dziewczyna cicho, wciąż wpatrując się w swoje poszarpane spodnie.
- Jake...?
Prorok skierował swój wzrok na przyjaciela, a za nim cała reszta utkwiła w nim oczy.
- No… Elizabeth mówi prawdę… Miałem ten sam sen… Znaczy… Tak jakby mieliśmy wspólny sen… Ale nie znaliśmy się wcześniej… W tym śnie ona była ranna, a ja czułem, że musiałem jej pomóc… Potrzebowała mnie. Nie wiem skąd to wiedziałem…
Próbował dość nieskładnie uzupełnić mężczyzna.
- Niezły sposób na podryw…
Mruknął ledwo słyszalnie Ashley, do CC’ego.
- Myślę, że on nie ściemnia… Popatrz na Lunę.
Odszepnął Niszczyciel. Obaj spojrzeli na zawstydzoną dziewczynę, która wpatrywała się teraz żarliwie w Jake’a, jakby miał jej udzielić odpowiedzi na to co się stało zeszłej nocy. Bo ten sen nie był normalny. Był świadomy i dzieliły go dwie osoby.
- Myślę, że powinniście odpocząć. Nasi legioniści zajmą się waszymi wybranymi, a jeśli pozwolicie, was ugościmy my.
Powiedział w końcu Andy, po czym wstał i gestem kazał reszcie zająć się dziewczynami, podczas gdy sam wyszedł z namiotu. Coś go niepokoiło… Bardzo. Sam jeszcze nie wiedział co dokładnie to było…

niedziela, 11 sierpnia 2013

5. 'On the horizon...'


Jeszcze zanim wstał świt, armia wojowniczek zebrała się do dalszej drogi. Pod osłoną nocy, Elizabeth dalej prowadziła swoje siostry w mroku pustyni.
- Luna!
Warknęła w końcu Kira, idąca tuż obok wywoływanej.
- Co? Słucham?
Zapytała zdezorientowana generał.
- Co się z tobą dzieje? Chodzisz rozkojarzona, a niedługo trafimy na obóz Wild Ones!
Powiedziała podburzona negatywnie Kira. Luna przeczesała nerwowo dłonią włosy i trzeźwo spojrzała przed siebie.
- Przepraszam. To się nie powtórzy.
Wyrecytowała, niczym odzew na rozkaz, wojowniczka.
- Powiesz mi co się dzieje?
Dodała już nieco spokojniej Kira, nie spuszczając wzroku z towarzyszki. Młoda generał zawahała się nieco, ale postanowiła udzielić odpowiedzi.
- To nic… Po prostu miałam wczoraj dziwny sen i… Zresztą, nieistotne. Wybacz.
Plątała się nieco dziewczyna. Myślała czy powiedzieć przywódczyni prawdę, czy zachować to całkiem dla siebie.
- No nic. Miej się na baczności, młoda.
Rzuciła Kira, widząc, że dziewczyna nie bardzo chce jej powiedzieć o co chodzi. W tym momencie na horyzoncie można było zobaczyć wschodzące słońce. Wielką złotą kulę, wyłaniającą się znad linii nieba i ziemi. Na tle tego obrazka rysowały się czarne kształty namiotów i dziwnych konstrukcji. To był ich cel. Oddział Armii Wybranych dotarł do obozu Wild Ones.
- To tam.
Uściśliła Elizabeth, ruchem głowy wskazując horyzont. Luna i Kira tylko skinęły głowami w geście zrozumienia.
- Cały oddział w gotowości!
Wydała głośno rozkaz Luna, unosząc w górę prawą dłoń. Tuż za generał dało się w odpowiedzi słyszeć szczęk broni i usytuowanie w gotowości do walki. Już Kira chciała dać znak do ataku, kiedy…
- Czekaj!
Krzyknęła Elizabeth. Kiedy obie przywódczynie zwróciły się w jej kierunki, dziewczyna miała mocno zaciśnięte powieki, a po jej skroni spłynęła kropla potu.
- Mistyk mówi, że nie mają zamiaru z nami walczyć.
Powiedziała najmłodsza, nie otwierając oczu. Kira i Luna wymieniły niepewnie spojrzenia.
- Mamy spokojnie podejść do ich obozu.
Kontynuowała dziewczyna, po czym otworzyła powieki.
- Na wszelki wypadek miejcie się na baczności i nie opuszczajcie całkowicie broni.
Rzuciła do całego oddziału Kira, po czym machnęła dłonią na znak dalszego marszu.
Oddział Armii Wybranych niepewnie zbliżał się do namiotów na linii horyzontu.
- Stójcie.
Powiedziała spokojnie, ale stanowczo Luna, kiedy kobiety znalazły się zaledwie kilka metrów od pierwszych piaskowych twierdz.
- Co jest?
Zapytała opanowując nerwy Kira.
- Tam ktoś jest.
Mruknęła do towarzyszki generał, wpatrując się uporczywie w punkt pomiędzy dwoma namiotami.
W tym momencie cały oddział mógł zobaczyć powoli wynurzających się, z kłębów pustynnego piachu, pięć ciemnych postaci, za którymi majaczyły niewyraźne tłumy.
- Oto Wild Ones.
Powiedziała z zadziornym uśmiechem Elizabeth, najwyraźniej dumna ze swoich umiejętności. W odległości ledwie metra od Elizabeth, Luny i Kiry stojących na czele, zatrzymała się piątka mężczyzn ubranych w skóry i kowbojki. Przez pierwsze kilka sekund trwała dość napięta wymiana spojrzeń. Jedynie mała Elizabeth uśmiechała się szeroko do całej piątki.
- Ty musisz być Mistyczką, czyż nie?
Zapytał spokojnie, z lekkim uśmiechem, najniższy z mężczyzn, kierując swoje pytanie do fioletowookiej.
- Owszem. Jestem Elizabeth. Czyli ty jesteś Mistykiem.
Odpowiedziała stwierdzeniami rozpromieniona dziewczyna.
- Widzę, że posiadasz wielką moc, skoro w tym wieku tyle potrafisz.
Dodał Mistyk, nie spuszczając błękitnych oczu z dziewczyny.
- Dziękuję. To wielki zaszczyt dla mnie móc współpracować z tobą.
Powiedziała lekko zarumieniona Elizabeth. Dwójka mistyków rozmawiała, jakby nie przejmując się obecnością pozostałych, którzy w podziale na dwa obozy przyglądali im co chwila.
- Wy tu urządzacie sobie spotkanie towarzyskie, a może pozostałe panie by się przedstawiły, zamiast ciskać w nas gromami z oczu?
Przerwał w końcu długowłosy chłopak, o nieco indiańskiej urodzie, który oba ramiona miał pokryte tatuażami.
- Może jednak Wild Ones zaszczycą nas pierwsi?
Odbiła się hardo Kira, patrząc zacięcie mężczyźnie w oczy.
- I bądź tu dżentelmenem…
Westchnął ironicznie pod nosem owy Indianin. Tymczasem Luna uparcie wpatrywała się w mężczyznę po lewej, którego czarne włosy były w kompletnym nieładzie, a jego tors opinała skórzana, dopasowana kurtka. To jego widziała w swoim śnie. O dziwo, mężczyzna nie był jej dłużny i również nie spuszczał z niej wzroku. Od kiedy się dojrzeli, żadne z nich nie oderwało spojrzenia od źrenic drugiego.
- Jake, prawda…?
Wyrwało się Lunie, niepewne i niezbyt głośne pytanie.
- A ty, Luna…?
Odpowiedział pytaniem na pytanie czarnowłosy, po czym oboje pokiwali twierdząco głowami.
- A ci co, zaginione rodzeństwo?
Dało się słyszeć ciche pytanie chudego mężczyzny w skórzanej kamizelce i bandanie na głowie, skierowane do stojącego w środku najmłodszego z całej piątki, o niebieskich oczach. Atmosfera w około co chwila zmieniała się z napiętej w spokojną i na powrót.
- Jake?! To jest Żałobnik! Kto dał ci prawo do nazywania go po imieniu, głupia dziewucho?!
Nagle dało się słyszeć wzburzony krzyk gdzieś z tłumu, tuż za plecami Wild Ones.
- Spokój.
Powiedział dobitnie spokojnym głosem najmłodszy, chudy chłopak stojący na czele.
- Nienawiść was zniszczy. Pamiętajcie o tym, Legioniści.
Zakończył swoją myśl niebieskooki.
- Mądre słowa, młody.
Porwała się z lekkim podziwem, Kira.
- Jestem Prorokiem.
Wyciągnął dłoń, w kierunku Kiry, „młody”. Dziewczyna mocno ją uścisnęła. Wyglądało to bardziej jak demonstracja jej wyższości niż przyjacielskie powitanie.
- To są Mistyk, Żałobnik, Niszczyciel i Deviant.
Przedstawił kolejno swoich towarzyszy.
- Ja jestem Kira. To są Luna i Elizabeth.
Zrewanżowała się przywódczyni.
- A to, niewielki oddział Armii Wybranych.
Dodała wskazując na grupę wojowniczek, za nią.
- I vice versa, prezentuję namiastkę Legionu.
Odpowiedział z uśmiechem Prorok.
- Podobno nas szukałyście.
Ozwał się chudzielec  z bandaną – Niszczyciel.
- Tak, potrzebujemy waszej pomocy. Jesteście wielkimi legendami, więc wybaczcie za nerwowe najście. Musiałyśmy mieć pewność, że wy to wy.
Powiedziała już spokojniejszym tonem Kira.
- Porozmawiajmy o tym w obozowisku. Nie jest bezpiecznie mówić o takich sprawach na pustyni…
Jednym zdaniem Żałobnik uciszył przywódczynię, po czym cały oddział został zaproszony na spoczynek w kwaterach Wild Ones. Legioniści mieli ugościć Armię Wybranych, natomiast Kira, Luna i Elizabeth zostały przyjęte przez pięciu przywódców.