Zapadał już zmierzch, kiedy grupa wojowniczek błądziła po
niezmierzonych hektarach pustyni.
- Już niedaleko.
Powiedziała Elizabeth, wpatrując się w migoczącą na horyzoncie gwiazdę polarną.
- Kira, zróbmy postój. Lepiej być w formie, kiedy spotkamy jutro Wild Ones. Wiem, że mają nam pomóc, ale… tak na wszelki wypadek.
Poinformowała przywódczynię, idąca po jej prawej stronie Luna. Kobieta tylko przytaknęła i zarządziła rozbicie obozowiska. Kiedy Armia rozbiła już prowizoryczny obóz i rozpaliła ogień, wszystkie wybrane udały się na spoczynek. Wszystkie, prócz Luny i Kiry. Dwie przywódczynie siedziały po dwóch stronach ogniska i wpatrywały się w języki czerwonych płomieni.
- Jak myślisz? Co będzie jutro?
Zapytała Luna, nie spuszczając wzroku z ognia.
- Nie wiem…
Odparła bezwiednie Kira.
- Zawsze może się okazać, że ci ‘wybrani’ nam nie pomogą, że będziemy musiały jutro z nimi walczyć.
Luna spojrzała na kobietę sponad zakończeń ognistych języków.
- Spójrz na nas, Kira. Stałyśmy się maszynami do zabijania. Liczy się tylko przetrwanie… Zastanawia mnie, czy jeszcze kiedyś otrzymamy szansę normalnego życia. Życia z dala od wojny, krwi, śmierci i strachu…
Kira zdawała się słyszeć, jednak jakby nie kontaktowała. Milczała wciąż wpatrując się w czerwono-pomarańczowe kształty wijące się pomiędzy obłokami dymu.
- Wiesz... Chciałabym, żeby tak było. Ale wiem, że nie mogę o tym myśleć. Jestem przywódczynią i nie mogę być słaba. Jeśli ja się poddam, Armia Wybranych też. Nie mogę na to pozwolić.
Luna spuściła głowę zrezygnowana i lekko nią pokręciła.
- Pamiętaj, że wciąż jesteśmy ludźmi.
Podsumowała młoda dowódczyni oddziałów. Kirę dość zdziwiło zachowanie dziewczyny. Przecież zawsze widziała Lunę jako tą, która ostatnia opuszcza pole bitwy, która nie zostawia nikogo, walczy zaciekle i często emanuje czymś czego wiele osób się wręcz boi.
- Już czas spać.
Beznamiętnie ucięła wszystko Kira, wyrywając się swoim myślom, wstając i zmierzając do swojego namiotu. Luna westchnęła głęboko i położyła się na plecach bok dogasającego ogniska i podziwiała gwiazdy.
„Wiem, że nam pomożecie. Wierzę w was, WILD ONES.”
Pomyślała dziewczyna, ze wzrokiem utkwionym w jednej ze spadających gwiazd. Chwilę potem odpłynęła w objęcia Morfeusza.
- Gdzie jestem?
Usłyszałam swój głos, ginący gdzieś na pustyni. Uniosłam się lekko na łokciach. Czułam cholerne zmęczenie i wycieńczenie. Na swoich rękach i brzuchu dostrzegłam czarną maź.
- Hej… Leż spokojnie.
Usłyszałam nad uchem czyjś ciepły, przyjazny głos. Momentalnie wstałam i znalazłam się twarzom w twarz z właścicielem głosu. To był mężczyzna o czarnych włosach, do ramion, porządni zmierzwionych. Na sobie miał opiętą, czarną, skórzaną kurtkę i bandany przywiązane do paska.
- Kim jesteś?
Zapytałam niepewnie. Coś było ze mną nie tak. Normalnie od razu bym się broniła. Gdzie się podział mój podświadomy instynkt?
- Witaj. Nazywam się Jake. A ty…?
Posłał mi przyjazny uśmiech, nie spuszczając wzroku wlepionego w moje źrenice.
- Luna.
Odparłam, napinając niespokojnie mięśnie. Sprawiło mi to jednak ból, więc z moich ust wydobył się cichy syk.
- Spokojnie, Luno. Jesteś ranna, a ja chcę ci pomóc. Leż spokojnie.
Mężczyzna miał tak spokojny i ciepły głos, że mimowolnie się mu poddałam. Czułam się tak słaba, że bezwolnie osunęłam się ponownie na grunt. Jake złapał mnie w odpowiedniej chwili, po czym ułożył moją głowę na swoich kolanach.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Zamknij oczy.
Szeptał nade mną czarnowłosy.
- Nie znam cię, jak mogę ci…
Wydukałam, czując łzy spływające po moich policzkach. Łzy bólu.
- Po prostu zaufaj. Nie skrzywdzę cię. Nie mógłbym.
Zapewniał mnie spokojnym, zrównoważonym tonem Jake. Ostatnie co poczułam, to jego dłoń dotykającą mojego policzka.
Luna obudziła się gwałtownie. Była oblana zimnym potem. Spojrzała na niebo, gdzie wciąż świeciły gwiazdy otaczające księżyc. Był środek nocy.
„ To był ON… Jeden z nich…”
Mówiła w myślach do siebie dziewczyna.
- Już niedaleko.
Powiedziała Elizabeth, wpatrując się w migoczącą na horyzoncie gwiazdę polarną.
- Kira, zróbmy postój. Lepiej być w formie, kiedy spotkamy jutro Wild Ones. Wiem, że mają nam pomóc, ale… tak na wszelki wypadek.
Poinformowała przywódczynię, idąca po jej prawej stronie Luna. Kobieta tylko przytaknęła i zarządziła rozbicie obozowiska. Kiedy Armia rozbiła już prowizoryczny obóz i rozpaliła ogień, wszystkie wybrane udały się na spoczynek. Wszystkie, prócz Luny i Kiry. Dwie przywódczynie siedziały po dwóch stronach ogniska i wpatrywały się w języki czerwonych płomieni.
- Jak myślisz? Co będzie jutro?
Zapytała Luna, nie spuszczając wzroku z ognia.
- Nie wiem…
Odparła bezwiednie Kira.
- Zawsze może się okazać, że ci ‘wybrani’ nam nie pomogą, że będziemy musiały jutro z nimi walczyć.
Luna spojrzała na kobietę sponad zakończeń ognistych języków.
- Spójrz na nas, Kira. Stałyśmy się maszynami do zabijania. Liczy się tylko przetrwanie… Zastanawia mnie, czy jeszcze kiedyś otrzymamy szansę normalnego życia. Życia z dala od wojny, krwi, śmierci i strachu…
Kira zdawała się słyszeć, jednak jakby nie kontaktowała. Milczała wciąż wpatrując się w czerwono-pomarańczowe kształty wijące się pomiędzy obłokami dymu.
- Wiesz... Chciałabym, żeby tak było. Ale wiem, że nie mogę o tym myśleć. Jestem przywódczynią i nie mogę być słaba. Jeśli ja się poddam, Armia Wybranych też. Nie mogę na to pozwolić.
Luna spuściła głowę zrezygnowana i lekko nią pokręciła.
- Pamiętaj, że wciąż jesteśmy ludźmi.
Podsumowała młoda dowódczyni oddziałów. Kirę dość zdziwiło zachowanie dziewczyny. Przecież zawsze widziała Lunę jako tą, która ostatnia opuszcza pole bitwy, która nie zostawia nikogo, walczy zaciekle i często emanuje czymś czego wiele osób się wręcz boi.
- Już czas spać.
Beznamiętnie ucięła wszystko Kira, wyrywając się swoim myślom, wstając i zmierzając do swojego namiotu. Luna westchnęła głęboko i położyła się na plecach bok dogasającego ogniska i podziwiała gwiazdy.
„Wiem, że nam pomożecie. Wierzę w was, WILD ONES.”
Pomyślała dziewczyna, ze wzrokiem utkwionym w jednej ze spadających gwiazd. Chwilę potem odpłynęła w objęcia Morfeusza.
- Gdzie jestem?
Usłyszałam swój głos, ginący gdzieś na pustyni. Uniosłam się lekko na łokciach. Czułam cholerne zmęczenie i wycieńczenie. Na swoich rękach i brzuchu dostrzegłam czarną maź.
- Hej… Leż spokojnie.
Usłyszałam nad uchem czyjś ciepły, przyjazny głos. Momentalnie wstałam i znalazłam się twarzom w twarz z właścicielem głosu. To był mężczyzna o czarnych włosach, do ramion, porządni zmierzwionych. Na sobie miał opiętą, czarną, skórzaną kurtkę i bandany przywiązane do paska.
- Kim jesteś?
Zapytałam niepewnie. Coś było ze mną nie tak. Normalnie od razu bym się broniła. Gdzie się podział mój podświadomy instynkt?
- Witaj. Nazywam się Jake. A ty…?
Posłał mi przyjazny uśmiech, nie spuszczając wzroku wlepionego w moje źrenice.
- Luna.
Odparłam, napinając niespokojnie mięśnie. Sprawiło mi to jednak ból, więc z moich ust wydobył się cichy syk.
- Spokojnie, Luno. Jesteś ranna, a ja chcę ci pomóc. Leż spokojnie.
Mężczyzna miał tak spokojny i ciepły głos, że mimowolnie się mu poddałam. Czułam się tak słaba, że bezwolnie osunęłam się ponownie na grunt. Jake złapał mnie w odpowiedniej chwili, po czym ułożył moją głowę na swoich kolanach.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Zamknij oczy.
Szeptał nade mną czarnowłosy.
- Nie znam cię, jak mogę ci…
Wydukałam, czując łzy spływające po moich policzkach. Łzy bólu.
- Po prostu zaufaj. Nie skrzywdzę cię. Nie mógłbym.
Zapewniał mnie spokojnym, zrównoważonym tonem Jake. Ostatnie co poczułam, to jego dłoń dotykającą mojego policzka.
Luna obudziła się gwałtownie. Była oblana zimnym potem. Spojrzała na niebo, gdzie wciąż świeciły gwiazdy otaczające księżyc. Był środek nocy.
„ To był ON… Jeden z nich…”
Mówiła w myślach do siebie dziewczyna.
Ja piernicze! Zajebisty rozdzia ;3 Czekam na next'a
OdpowiedzUsuńZajebisty *_*
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a.
Odebrało mowe przez zarypistość o,o
OdpowiedzUsuńMała czekam na next i to szybko mam nadzieje ^^ ;*
Omomom nareszcie jest nowy rozdział i cieszę się jak nie wiem bo ty masz talent i brakowało mi twoich blogów :cc ;)
OdpowiedzUsuńŁoo zajebisty *.*
Jake ? Huhu , nareszcie ktoś inny niż Andy czy Ash ;3
Czekam z niecierpliwością na next'a ;*
Super c:
OdpowiedzUsuń