poniedziałek, 19 sierpnia 2013

6. 'This desert land of broken mirrors'

Kochane miśki, uwielbiam was! ♥
Blog zaliczył swoje pierwsze tysiąc wejść! Bez was by się nie udało! Kocham was ♥
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

- To teraz słucham panie, o co chodzi.
Zagadnął Prorok, kiedy trzy kobiety siedziały już na pryczach poszczególnych Wild Ones.
- To co mogliście zobaczyć dzisiaj, to jest zaledwie jeden niewielki oddział naszej Armii Wybranych. Wiemy jednak, że żeby powstrzymać STRACH, to nieco za mało. Ciężko mi to przyznać, ale potrzebujemy waszego wsparcia.
Westchnęła niezbyt zadowolona Kira.
- A co z Dianą?
Zapytała cicho Elizabeth. Kira posłała jej nieciekawe spojrzenie.
- Z kim?
Zapytał Niszczyciel, opierając się o krzesło.
- Moja siostra. Ale na razie to nie istotne.
Odparła oschle przywódczyni.
- Skoro twoja siostra ma coś wspólnego z waszym przybyciem, to chyba wypadałoby nam powiedzieć.
Spokojnie powiedział Żałobnik, który generalnie był ciągle zaabsorbowany Luną.
- Ugh… No dobra. Oprócz faktu, że nasza Armia to za mało, a w końcu jesteśmy wojowniczkami i mamy walczyć w ostatecznym starciu… Ostatnio moja siostra, Diana, wymknęła się w nocy na pojedynczy zwiad. Idiotka, nie raczyła nikogo ze sobą wziąć. Wiecznie pewna siebie… Tak czy inaczej, kiedy była w okolicy twierdzy STRACH’u, została złapana. Jeszcze żyje, ale nie mogę być pewna jak długo. Wiem, że sama jej stamtąd nie wydostanę i… i… liczyłam na waszą pomoc.
Spuściła głowę Kira, z każdym słowem mówiąc coraz ciszej i z większym zażenowaniem.  Była przywódczynią i nie widziało jej się, żeby zdawać się na innych. Okazywanie jakiejkolwiek słabości zawsze ją bolało. Od małego wychowywana na przywódczynię, która ma któregoś dnia przejąć pozycję ojca. Nie wiedziała wtedy, że chwila ta nadejdzie tak wcześnie.
- Hej. Pomożemy wam.  Pomożemy tobie i twojej siostrze. Taka jest nasza rola, po to tu jesteśmy. Dla was, dla ludzi którzy nas potrzebują.
Mówił spokojnym, łagodnym głosem Prorok podając kobietom kieliszki z bordowym płynem.
- Wino?
Zapytała zdziwiona Luna. Na pustyni było trudno zdobyć cokolwiek. Wino już dawno stało się tutaj rarytasem.
- Tak. Powiedzmy, że jeden z nas nie mógł się oprzeć, podczas ostatniego zwiadu.
Zachichotał Niszczyciel, posyłając Deviantowi wymowne spojrzenie.
- Oj, przecież widziałeś te zapasy. Jedno w tą, czy w tamtą… Co za różnica. A swoją drogą, to kto by pomyślał, że ci śmierdziele w pelerynach piją takie wyrafinowane trunki…
Rozmarzył się nieco mężczyzna o indiańskiej urodzie. Luna uśmiechnęła się pod nosem, obserwując go.
- … tyle whiskey, tyle win, tyle…
Rozmarzał się dalej Deviant, po czym nie dane mu było się w to zgłębić, gdyż został wybudzająco uderzony w tył głowy przez Żałobnika.
- Ej!
Rzucił oburzone spojrzenie na przyjaciela.
- Alkoholik…
Mruknął w odpowiedzi Jake, z uśmieszkiem na ustach. Panowie już planowali zacząć się przekomarzać.
- Wracając do tematu…
Odezwał się Prorok, skupiając na sobie ponownie uwagę wszystkich.
- Powiedzcie nam coś więcej o waszej Armii Wybranych.
Powiedział twierdząco niebieskooki. Kira drgnęła. Poczuła tę nutę rozkazu w jego głosie, którą znała tak dobrze. A to ona zwykła wydawać rozkazy.
- 200 wyszkolonych do zabijania kobiet, krwawych wojowniczek, doświadczonych. Dodatkowo 50 młodych aspirantek, bardzo obiecujących. W tym wszystkim 5 dowodzących, z czego dwie możecie dziś oglądać.
Zakomunikowała sprawnie Luna. Zapewne udzielił jej się rozkazujący ton Proroka, na który zareagowała pośpieszną odpowiedzią.
- Hmm… 250 walczących kobiet…
Dało się słyszeć ponownie bujającego w obłokach Devinta. W tym momencie trójka dziewcząt wywróciła jednocześnie oczami. W pełni pojęły dlaczego wołają na niego Deviant.
- Ash, kurwa. Ogarnij się.
Palnął go ponownie w głowę, tym razem Niszczyciel. Mężczyzna tylko spojrzał na towarzysza, po czym urażony usiadł na krześle i skrzyżował ręce na piersi.
- Ash?
Zapytała Elizabeth, której fiołkowe oczy właśnie spoczęły na mężczyźnie nazwanym „Ash”, nie brakowało w nich pytającego wyrazu.
- Jak macie zamiar lać z mojego imienia, to możecie sobie darować, serio…
Wymamrotał wielce obrażony Deviant.
- Nie, po prostu myślałam, że…
Dziewczyna bardzo zaczęła się krępować i nie wiedziała, czy dobiera odpowiednie słowa.
- …, że nasze przydomki są równoznaczne z imionami?
Dokończył milczący wcześniej Mistyk. Fiołkowooka pokiwała nieśmiało głową. Wszyscy panowie lekko się uśmiechnęli.
- Nie, nie. Ja jestem Jinxx.  Znaczy Jeremy, ale jakoś przyjęło się Jinxx.
Wytłumaczył się z uroczym uśmiechem Mistyk.
- Andrew. Ale wolę zdecydowanie Andy.
Puścił dziewczynom oko Prorok.
- Christian. Tylko błagam, wołajcie na mnie CC.
Zaśmiał się Niszczyciel, robiąc błagalne oczy.
- Ash to skrót od Ashley. Lubię swoje imię, a w moich rodzinnych stronach jest to zarówno imię męski jak i żeńskie, tak w gwoli ścisłości.
Posłał paniom szarmancki uśmiech Deviant i od razu uściślił swój anons.
- Ja jestem Jacob. Jednak Jake to lepsza wersja. Ale to już chyba wiecie.
Ostatni odezwał się Żałobnik, przy ostatnim zdaniu przenosząc wzrok na Lunę.
- Właśnie! Może dowiemy się skąd ta dwójka się zna…?
Zapytał Christian podchwytując gest Jake’a.
- Też byśmy się chętnie dowiedziały.
Wtrąciła dość bezczelnie Kira, patrząc na panią generał. Luna spuściła zażenowana wzrok i utkwiła go w swoich kolanach.
- Bo on… Jake… Znaczy się, Żałobnik… Śnił mi się dzisiaj w nocy. Ale to było takie realne… Coś jakby wizja… Czułam jego dotyk i wzrok na sobie i… Wiedziałam, że on też jest tego świadomy…
Dukała dziewczyna cicho, wciąż wpatrując się w swoje poszarpane spodnie.
- Jake...?
Prorok skierował swój wzrok na przyjaciela, a za nim cała reszta utkwiła w nim oczy.
- No… Elizabeth mówi prawdę… Miałem ten sam sen… Znaczy… Tak jakby mieliśmy wspólny sen… Ale nie znaliśmy się wcześniej… W tym śnie ona była ranna, a ja czułem, że musiałem jej pomóc… Potrzebowała mnie. Nie wiem skąd to wiedziałem…
Próbował dość nieskładnie uzupełnić mężczyzna.
- Niezły sposób na podryw…
Mruknął ledwo słyszalnie Ashley, do CC’ego.
- Myślę, że on nie ściemnia… Popatrz na Lunę.
Odszepnął Niszczyciel. Obaj spojrzeli na zawstydzoną dziewczynę, która wpatrywała się teraz żarliwie w Jake’a, jakby miał jej udzielić odpowiedzi na to co się stało zeszłej nocy. Bo ten sen nie był normalny. Był świadomy i dzieliły go dwie osoby.
- Myślę, że powinniście odpocząć. Nasi legioniści zajmą się waszymi wybranymi, a jeśli pozwolicie, was ugościmy my.
Powiedział w końcu Andy, po czym wstał i gestem kazał reszcie zająć się dziewczynami, podczas gdy sam wyszedł z namiotu. Coś go niepokoiło… Bardzo. Sam jeszcze nie wiedział co dokładnie to było…

niedziela, 11 sierpnia 2013

5. 'On the horizon...'


Jeszcze zanim wstał świt, armia wojowniczek zebrała się do dalszej drogi. Pod osłoną nocy, Elizabeth dalej prowadziła swoje siostry w mroku pustyni.
- Luna!
Warknęła w końcu Kira, idąca tuż obok wywoływanej.
- Co? Słucham?
Zapytała zdezorientowana generał.
- Co się z tobą dzieje? Chodzisz rozkojarzona, a niedługo trafimy na obóz Wild Ones!
Powiedziała podburzona negatywnie Kira. Luna przeczesała nerwowo dłonią włosy i trzeźwo spojrzała przed siebie.
- Przepraszam. To się nie powtórzy.
Wyrecytowała, niczym odzew na rozkaz, wojowniczka.
- Powiesz mi co się dzieje?
Dodała już nieco spokojniej Kira, nie spuszczając wzroku z towarzyszki. Młoda generał zawahała się nieco, ale postanowiła udzielić odpowiedzi.
- To nic… Po prostu miałam wczoraj dziwny sen i… Zresztą, nieistotne. Wybacz.
Plątała się nieco dziewczyna. Myślała czy powiedzieć przywódczyni prawdę, czy zachować to całkiem dla siebie.
- No nic. Miej się na baczności, młoda.
Rzuciła Kira, widząc, że dziewczyna nie bardzo chce jej powiedzieć o co chodzi. W tym momencie na horyzoncie można było zobaczyć wschodzące słońce. Wielką złotą kulę, wyłaniającą się znad linii nieba i ziemi. Na tle tego obrazka rysowały się czarne kształty namiotów i dziwnych konstrukcji. To był ich cel. Oddział Armii Wybranych dotarł do obozu Wild Ones.
- To tam.
Uściśliła Elizabeth, ruchem głowy wskazując horyzont. Luna i Kira tylko skinęły głowami w geście zrozumienia.
- Cały oddział w gotowości!
Wydała głośno rozkaz Luna, unosząc w górę prawą dłoń. Tuż za generał dało się w odpowiedzi słyszeć szczęk broni i usytuowanie w gotowości do walki. Już Kira chciała dać znak do ataku, kiedy…
- Czekaj!
Krzyknęła Elizabeth. Kiedy obie przywódczynie zwróciły się w jej kierunki, dziewczyna miała mocno zaciśnięte powieki, a po jej skroni spłynęła kropla potu.
- Mistyk mówi, że nie mają zamiaru z nami walczyć.
Powiedziała najmłodsza, nie otwierając oczu. Kira i Luna wymieniły niepewnie spojrzenia.
- Mamy spokojnie podejść do ich obozu.
Kontynuowała dziewczyna, po czym otworzyła powieki.
- Na wszelki wypadek miejcie się na baczności i nie opuszczajcie całkowicie broni.
Rzuciła do całego oddziału Kira, po czym machnęła dłonią na znak dalszego marszu.
Oddział Armii Wybranych niepewnie zbliżał się do namiotów na linii horyzontu.
- Stójcie.
Powiedziała spokojnie, ale stanowczo Luna, kiedy kobiety znalazły się zaledwie kilka metrów od pierwszych piaskowych twierdz.
- Co jest?
Zapytała opanowując nerwy Kira.
- Tam ktoś jest.
Mruknęła do towarzyszki generał, wpatrując się uporczywie w punkt pomiędzy dwoma namiotami.
W tym momencie cały oddział mógł zobaczyć powoli wynurzających się, z kłębów pustynnego piachu, pięć ciemnych postaci, za którymi majaczyły niewyraźne tłumy.
- Oto Wild Ones.
Powiedziała z zadziornym uśmiechem Elizabeth, najwyraźniej dumna ze swoich umiejętności. W odległości ledwie metra od Elizabeth, Luny i Kiry stojących na czele, zatrzymała się piątka mężczyzn ubranych w skóry i kowbojki. Przez pierwsze kilka sekund trwała dość napięta wymiana spojrzeń. Jedynie mała Elizabeth uśmiechała się szeroko do całej piątki.
- Ty musisz być Mistyczką, czyż nie?
Zapytał spokojnie, z lekkim uśmiechem, najniższy z mężczyzn, kierując swoje pytanie do fioletowookiej.
- Owszem. Jestem Elizabeth. Czyli ty jesteś Mistykiem.
Odpowiedziała stwierdzeniami rozpromieniona dziewczyna.
- Widzę, że posiadasz wielką moc, skoro w tym wieku tyle potrafisz.
Dodał Mistyk, nie spuszczając błękitnych oczu z dziewczyny.
- Dziękuję. To wielki zaszczyt dla mnie móc współpracować z tobą.
Powiedziała lekko zarumieniona Elizabeth. Dwójka mistyków rozmawiała, jakby nie przejmując się obecnością pozostałych, którzy w podziale na dwa obozy przyglądali im co chwila.
- Wy tu urządzacie sobie spotkanie towarzyskie, a może pozostałe panie by się przedstawiły, zamiast ciskać w nas gromami z oczu?
Przerwał w końcu długowłosy chłopak, o nieco indiańskiej urodzie, który oba ramiona miał pokryte tatuażami.
- Może jednak Wild Ones zaszczycą nas pierwsi?
Odbiła się hardo Kira, patrząc zacięcie mężczyźnie w oczy.
- I bądź tu dżentelmenem…
Westchnął ironicznie pod nosem owy Indianin. Tymczasem Luna uparcie wpatrywała się w mężczyznę po lewej, którego czarne włosy były w kompletnym nieładzie, a jego tors opinała skórzana, dopasowana kurtka. To jego widziała w swoim śnie. O dziwo, mężczyzna nie był jej dłużny i również nie spuszczał z niej wzroku. Od kiedy się dojrzeli, żadne z nich nie oderwało spojrzenia od źrenic drugiego.
- Jake, prawda…?
Wyrwało się Lunie, niepewne i niezbyt głośne pytanie.
- A ty, Luna…?
Odpowiedział pytaniem na pytanie czarnowłosy, po czym oboje pokiwali twierdząco głowami.
- A ci co, zaginione rodzeństwo?
Dało się słyszeć ciche pytanie chudego mężczyzny w skórzanej kamizelce i bandanie na głowie, skierowane do stojącego w środku najmłodszego z całej piątki, o niebieskich oczach. Atmosfera w około co chwila zmieniała się z napiętej w spokojną i na powrót.
- Jake?! To jest Żałobnik! Kto dał ci prawo do nazywania go po imieniu, głupia dziewucho?!
Nagle dało się słyszeć wzburzony krzyk gdzieś z tłumu, tuż za plecami Wild Ones.
- Spokój.
Powiedział dobitnie spokojnym głosem najmłodszy, chudy chłopak stojący na czele.
- Nienawiść was zniszczy. Pamiętajcie o tym, Legioniści.
Zakończył swoją myśl niebieskooki.
- Mądre słowa, młody.
Porwała się z lekkim podziwem, Kira.
- Jestem Prorokiem.
Wyciągnął dłoń, w kierunku Kiry, „młody”. Dziewczyna mocno ją uścisnęła. Wyglądało to bardziej jak demonstracja jej wyższości niż przyjacielskie powitanie.
- To są Mistyk, Żałobnik, Niszczyciel i Deviant.
Przedstawił kolejno swoich towarzyszy.
- Ja jestem Kira. To są Luna i Elizabeth.
Zrewanżowała się przywódczyni.
- A to, niewielki oddział Armii Wybranych.
Dodała wskazując na grupę wojowniczek, za nią.
- I vice versa, prezentuję namiastkę Legionu.
Odpowiedział z uśmiechem Prorok.
- Podobno nas szukałyście.
Ozwał się chudzielec  z bandaną – Niszczyciel.
- Tak, potrzebujemy waszej pomocy. Jesteście wielkimi legendami, więc wybaczcie za nerwowe najście. Musiałyśmy mieć pewność, że wy to wy.
Powiedziała już spokojniejszym tonem Kira.
- Porozmawiajmy o tym w obozowisku. Nie jest bezpiecznie mówić o takich sprawach na pustyni…
Jednym zdaniem Żałobnik uciszył przywódczynię, po czym cały oddział został zaproszony na spoczynek w kwaterach Wild Ones. Legioniści mieli ugościć Armię Wybranych, natomiast Kira, Luna i Elizabeth zostały przyjęte przez pięciu przywódców.

czwartek, 8 sierpnia 2013

4. 'I swear I'll never let you die.'



Zapadał już zmierzch, kiedy grupa wojowniczek błądziła po niezmierzonych hektarach pustyni.
- Już niedaleko.
Powiedziała Elizabeth, wpatrując się w migoczącą na horyzoncie gwiazdę polarną.
- Kira, zróbmy postój. Lepiej być w formie, kiedy spotkamy jutro Wild Ones. Wiem, że mają nam pomóc, ale… tak na wszelki wypadek.
Poinformowała przywódczynię, idąca po jej prawej stronie Luna. Kobieta tylko przytaknęła i zarządziła rozbicie obozowiska. Kiedy Armia rozbiła już prowizoryczny obóz i rozpaliła ogień, wszystkie wybrane udały się na spoczynek. Wszystkie, prócz Luny i Kiry. Dwie przywódczynie siedziały po dwóch stronach ogniska i wpatrywały się w języki czerwonych płomieni.
- Jak myślisz? Co będzie jutro?
Zapytała Luna, nie spuszczając wzroku z ognia.
- Nie wiem…
Odparła bezwiednie Kira.
- Zawsze może się okazać, że ci ‘wybrani’ nam nie pomogą, że będziemy musiały jutro z nimi walczyć.
Luna spojrzała na kobietę sponad zakończeń ognistych języków.
- Spójrz na nas, Kira. Stałyśmy się maszynami do zabijania. Liczy się tylko przetrwanie… Zastanawia mnie, czy jeszcze kiedyś otrzymamy szansę normalnego życia. Życia z dala od wojny, krwi, śmierci i strachu…
Kira zdawała się słyszeć, jednak jakby nie kontaktowała. Milczała wciąż wpatrując się w czerwono-pomarańczowe kształty wijące się pomiędzy obłokami dymu.
- Wiesz... Chciałabym, żeby tak było. Ale wiem, że nie mogę o tym myśleć. Jestem przywódczynią i nie mogę być słaba. Jeśli ja się poddam, Armia Wybranych też. Nie mogę na to pozwolić.
Luna spuściła głowę zrezygnowana i lekko nią pokręciła.
- Pamiętaj, że wciąż jesteśmy ludźmi.
Podsumowała młoda dowódczyni oddziałów. Kirę dość zdziwiło zachowanie dziewczyny. Przecież zawsze widziała Lunę jako tą, która ostatnia opuszcza pole bitwy, która nie zostawia nikogo, walczy zaciekle i często emanuje czymś czego wiele osób się wręcz boi.
- Już czas spać.
Beznamiętnie ucięła wszystko Kira, wyrywając się swoim myślom, wstając i zmierzając do swojego namiotu. Luna westchnęła głęboko i położyła się na plecach bok dogasającego ogniska i podziwiała gwiazdy.
„Wiem, że nam pomożecie. Wierzę w was, WILD ONES.”
Pomyślała dziewczyna, ze wzrokiem utkwionym w jednej ze spadających gwiazd. Chwilę potem odpłynęła w objęcia Morfeusza.
- Gdzie jestem?
Usłyszałam swój głos, ginący gdzieś na pustyni. Uniosłam się lekko na łokciach. Czułam cholerne zmęczenie i wycieńczenie. Na swoich rękach i brzuchu dostrzegłam czarną maź.
- Hej… Leż spokojnie.
Usłyszałam nad uchem czyjś ciepły, przyjazny głos. Momentalnie wstałam i znalazłam się twarzom w twarz z właścicielem głosu. To był mężczyzna o czarnych włosach, do ramion, porządni zmierzwionych. Na sobie miał opiętą, czarną, skórzaną kurtkę i bandany przywiązane do paska.
- Kim jesteś?
Zapytałam niepewnie. Coś było ze mną nie tak. Normalnie od razu bym się broniła. Gdzie się podział mój podświadomy instynkt?
- Witaj. Nazywam się Jake. A ty…?
Posłał mi przyjazny uśmiech, nie spuszczając wzroku wlepionego w moje źrenice.
- Luna.
Odparłam, napinając niespokojnie mięśnie. Sprawiło mi to jednak ból, więc z moich ust wydobył się cichy syk.
- Spokojnie, Luno. Jesteś ranna, a ja chcę ci pomóc. Leż spokojnie.
Mężczyzna miał tak spokojny i ciepły głos, że mimowolnie się mu poddałam. Czułam się tak słaba, że bezwolnie osunęłam się ponownie na grunt. Jake złapał mnie w odpowiedniej chwili, po czym ułożył moją głowę na swoich kolanach.
- Będzie dobrze, zobaczysz. Zamknij oczy.
Szeptał nade mną czarnowłosy.
- Nie znam cię, jak mogę ci…
Wydukałam, czując łzy spływające po moich policzkach. Łzy bólu.
- Po prostu zaufaj. Nie skrzywdzę cię. Nie mógłbym.
Zapewniał mnie spokojnym, zrównoważonym tonem Jake. Ostatnie co poczułam, to jego dłoń dotykającą mojego policzka.

Luna obudziła się gwałtownie. Była oblana zimnym potem. Spojrzała na niebo, gdzie wciąż świeciły gwiazdy otaczające księżyc. Był środek nocy.
„ To był ON… Jeden z nich…”
Mówiła w myślach do siebie dziewczyna.


Liebster Award 2

Tak, wiem, wiem... Nie było mnie, ale byłam na wyjeździe. Jak już się mam chwalić to obóz rockowy i był zajebisty! ^^
Pierwszy raz miałam okazję grać w bandzie przed publiką! ^^
Dobra, mniejsza... Co do bloga to dziś obiecuję wrzucić wieczorem rozdział, a tymczasem odpowiadam na zaległego Liebstera ;)

Bardzo dziękuję Elizabeth i Purdy Girl za nominację ♥
http://cassieicarlylifestory.blogspot.com

1. Ulubiony film?
Taa... Nie znoszę tych wyborów! :P
Na pewno nigdy nie znudzi mi się Marzyciel, Beatle's Juice, czy Piraci z Karaibów... Ostatnio też bardzo podobał mi się Jeździeć Znikąd... Ale koniec końców odpowiem, ekranizacja Romea i Julii z Leonardem Di Caprio. Jestem zakochana w tej wersji!

2. Jakich gatunków muzyki słuchasz?
Każdego! Słucham tego co lubię i co według mnie jest dobre. Najbardziej jednak siedzę w różnych odmianach rocka i metalu.

3. Ulubiony wokalista?
Możecie mnie zlinczować, ale nie jest to Andy. Sebastian Bach! Uwielbiam tego gościa!

4. Ulubiony kolor?
Czarny, czerwony i fiolet.

5. Co cię inspiruje?
Pełno rzeczy! Codzienność, moi przyjaciele, moi idole... Wszystko co wpływa na mnie, na moje postrzeganie świata, na moją duszę i serce jest moją inspiracją!

6. Kiedy masz urodziny...?
18 styczeń ^^

7. Ile masz lat?
Kroczkami zbliżam się do magicznej osiemnastki :P

8. Czego nie lubisz w ludziach?
Zawiści, nietolerancji, nieszczerości.

9. Co cię najbardziej cieszy?
Te najbardziej ulotne momenty. Chwila kiedy mogę iść na świetny koncert, albo zobaczyć się ze znajomymi, których dawno nie widziałam... Również piękny zachód słońca, albo piękne gwieździste niebo latem... Jestem cholerną romantyczką i sentymentalistką, wybaczcie mi to :P

10. Jaką masz ksywkę?
Generalnie żadnej stałej :P
Czasem deviant, a ostatnio pojawił się Dave... Różnie ;)

11. Gdzie mieszkasz?
Dolny Śląsk - pod Wrocławiem.

Dzięki za pytania dziewczyny, buziaki :***