Przepraszam was za takie lekkie zaniedbanie, ale ostatnio mało bywałam w domu i nie miałam okazji zbytnio dorwać się do worda i pociągnąć to dalej. W końcu się jednak udało. Bardzo budujące est to, że ktoś czeka na kolejne rozdziały ♥
Dobra, ja kończę podziękowaniami za wszystkie wejścia i komentarze i przechodzimy do rozdziału.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Czy jedyni uchowani liderzy, którzy mają ratować ten świat, raczyliby wstać do jasnej cholery?!
Dało się słyszeć na środku wielkiego pustkowia wrzask niewysokiego mężczyzny, o
długich, czarnych, zmierzwionych włosach.Dobra, ja kończę podziękowaniami za wszystkie wejścia i komentarze i przechodzimy do rozdziału.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Czy jedyni uchowani liderzy, którzy mają ratować ten świat, raczyliby wstać do jasnej cholery?!
- Ja piernicze, nie drzyj się tak!
Odkrzyknął zaspanym głosem jeden z czwórki śpiących mężczyzn. Również czarnowłosy, jednak zdaje się najchudszy z nich. Cała ta piątka była do siebie nieco podobna. Wszyscy mieli włosy koloru czarnego, potargane. Ubrani byli w skóry powybijane ćwiekami, na rękach mieli rzemienie oraz, co po niektórzy, bandany na głowach.
- Jak się tu zaraz nie przywleczecie, to osobiście spuszczę wam wpierdol!
Krzyknął jeszcze raz, tym razem z groźbą, niewysoki mężczyzna, stojąc przed jedynym z namiotów, koloru piaskowego. Chwile później znalazła się przed nim żądana czwórka, z czego co niektórzy przeciągając się, a inni dalej pochrapując.
- Świetnie. Jeśli tak wygląda wyzwolenie ludzkości, to ja chyba rezygnuję…
Wymamrotał przed chwilą krzyczący mężczyzna.
- Jinxx, wyluzuj. Wiemy, że obecnie sytuacja wygląda dość nieciekawie, ale niewyspani też niewiele zdziałamy.
Powiedział, poprzedzając to ziewem, najwyższy i najmłodszy z mężczyzn.
- To proszę, wracajcie do spania. Ja sam przywitam ten babski oddział zmierzający w naszą stronę.
Rzucił lekko Jinxx, jakby była to tylko nieistotna informacja.
- Czy powiedziałeś „BABSKI oddział”…?
Zapytał z zaciekawieniem mężczyzna o najbardziej delikatnych rysach twarzy, który dopiero co otworzył oczy ze swojej drzemki na stojąco.
- A ten Deviant tylko o jednym…
Szepnął do siebie kolejny z panów, który jeszcze chwilę temu opierał głowę na ramieniu przyjaciela i wtórował mu w drzemce.
- CC, przyznaj, że już dawno nie było tu żadnej kobiety. Powinniście się cieszyć, chyba…?
Powiedział z lekkim wyrzutem Deviant, zerkając na kolegę.
- Skończcie. O jakim „oddziale” mówiłeś, Jinxx?
Uciszył swoich pobratymców ostatni z mężczyzn, który po raz pierwszy się odezwał.
- Dzięki, Jake.
Mruknął do kumpla Jinxx i odchrząknął zwracając tym samym uwagę reszty.
- Od jakiegoś czasu złapałem kontakt z Mistyczką jakiejś grupy wojowniczek. Wymienialiśmy tylko zrywki informacji. Zdaje się, że ta dziewczyna jest bardzo młoda, albo się dopiero uczy… Mniejsza. Te kobiety nas szukały. No, przynajmniej planowały znaleźć . Tak czy owak, dałem małej znać gdzie jesteśmy, a ona dzisiaj dała mi do zrozumienia, że wyruszają w drogę, żeby nas znaleźć.
Pozostała czwórka patrzyła wyczekująco na Mistyka, wyłapując kolejne informacje.
- Sam miałem właśnie dość dziwny sen, zanim mnie nie obudziłeś, ale myślałem, że to tylko przypadek. Jednak teraz zmieniałoby to trochę postać rzeczy...
Dodał najwyższy z mężczyzn, przeczesując dłoniom włosy. Wszystkie oczy zwróciły się na niego.
- Śnił mi się niewielki oddział – jakieś dziesięć kobiet - idących w dwóch kolumnach, a przed nimi jeszcze trzy. Jedna z nich, wskazywała drogę. Na pewno była też z nich najmłodsza. Pozostałe dwie wyglądały na liderki.
Wyrzucił z siebie niebieskooki, widząc zdziwione spojrzenia towarzyszy.
- Przypadek? Pff... Stary, wcale nie jesteś Prorokiem, w tej grupie…
Wymamrotał z ironią w głosie CC.
- Tak czy inaczej, za jakiś czas, będziemy mieli tu gości. Mamy jakiś plan?
Dopytał się Jake, gasząc CC'ego w jego przemyśleniach i widząc wkurzonego młodego.
- Przecież nie będziemy walczyć z tymi dziewczynami!
Żachnął się Deviant.
- Ashley, czy ty zdajesz sobie sprawę, że są to nieznane nam wojowniczki?
Zapytał retorycznie, lekko podenerwowany lekkomyślnością przyjaciela, Prorok.
- A wy wiecznie wszystko siłą…
Dorzucił się CC, zza ramienia Ashley’a.
- … powiedział Niszczyciel.
Mruknął sarkastycznie pod nosem Jake. Panowie lekko zachichotali, co nieco rozładowało atmosferę wkurzonych i zaspanych wojowników.
- To inaczej… Skoro mamy tu Proroka i Mistyka, to może któryś byłby łaskaw przybliżyć nam przybycie dam?
Zapytał, dość złośliwie patrząc na niebieskookiego i na Jinxx’a, Deviant. Wywołani wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Stanęli naprzeciw siebie, w odległości ledwie kilku centymetrów i obaj zamknęli oczy. Mistyk wyciągnął z kieszeni czarny różaniec, zakończony dziwnym pentagramem i oplótł nim dłoń swoją i przyjaciela.
- Mam kontakt.
Szepnął Jinxx, na co Prorok mocniej zacisnął powieki.
- Będą u nas jutro o świcie.
Powiedział chwilę później, otwierając szeroko swoje błękitne oczy.
- Brawo, młody.
Puścił mu perskie oko Deviant. Był jednym z najstarszych z całej piątki. On i Niszczyciel, byli w tym samym wieku. Wiedział, że Andy – Prorok, musi się jeszcze sporo nauczyć. Wiedział też, że to właśnie Andrew będzie ich ostatecznym przywódcą. Musieli go wspierać i dawać możliwości rozwoju, co było tu trudne. Wiecznie musieli dopilnować oddziałów, powiększać Legion, ruszyć na misję… Czasami umykało im wiele przyziemnych chwil, które są potrzebne każdemu z nas. Musieli być jednak zjednoczeni. Zostali wybranymi. Zostali Wild Ones i muszą teraz wypełnić przeznaczoną im misję. Jeremy – Mistyk. Jake – Żałobnik. Christian – Niszczyciel. Andrew – Prorok. Ashley – Deviant. Choć każdy z nich wiedział, że musi się poświęcać jak może, czuli też, że jako ludzie jest im coraz ciężej. Bo tym właśnie byli. Posiadali cenne i wybitne zdolności, jednak wciąż nie zwalniało ich to z faktu człowieczeństwa. Byli rozdarci pomiędzy dwoma światami.
Wybrani… Nieszczęśni i Boscy.